Nałogiem i pomyłką jest postrzeganie świata jako zlepka materii.

czwartek, 11 lipca 2013

Pięćdziesiąt powodów dla których nie warto czytać byle czego, czyli czytać każdy może...



... trochę lepiej lub trochę gorzej. Parafrazując, chodzi konkretniej nie o umiejętność płynnego czytania,  ale o jakość czytanego dzieła. Wiem, czepiam się bo najistotniejsze, że w ogóle ktoś coś czyta. Niby tak, ale czy mogąc najeść się dajmy na to parmeńską szynką sięgniemy po pospolitą kaszankę? I dlaczego taką kaszankę promuje się na rynkach księgarskich? Nie dość, że naród nie "czytaty", to jeszcze tym, którzy chcą i mogą wciska się jak impotentowi viagrę badziewia w stylu  pięćdziesięciu twarzy żenady?  

Miało być porno jest co najwyżej duszno od językowego infantylizmu. Miało być sado jest co najwyżej masowość permanentnej głupoty bohaterów. Nie mam pojęcia czy to wina tłumacza, czy też język autorki jest tak prosty by nie rzec prostacki i ubogi. Na tyle, że po mimo szczerych chęci i peanów na około nie byłam w stanie przebrnąć przez treść tego anty - literackiego straszydła. Anty - erotycznego również. Co samo w sobie jest nie lada wyczynem biorąc pod uwagę, że tomiszcza miały być powieścią erotyczną. W dodatku przełomową, obrazoburczą i z wszech miar wszeteczną, niczym chętna dziewka w zamtuzie. 
Owszem urocza parka gziła się niczym koty w marcu, tyle tylko, że łóżkowe akrobacje bardziej przystały by parze z czterdziestoletnim stażem, na skraju rozwodu. Szukającej ratunku dla związku w głupawych zabawach rodem z "poradników" dla  masturbujących się nastolatków. O ekwilibrystyce słownej autorki, ba choć by małym porównaniu, metaforze chociaż w trakcie owych igraszek można zapomnieć. Dla malkontentów i nie lubiących środków stylistycznych w erotykach dodatkowo pretendującej do sado - maso dodam, że wulgaryzmów, epitetów jak i opisów godnych samego markiza de Sade też nie ma. Co więcej książka ta ma drugie dno, które każe wierzyć każdej nie ogarniętej i naiwnej czytelniczce w stereotyp księcia na białym koniu, choć właściwiej było by: aroganta na ośle. Wiadomo, że buc bogaty, kształcony i oczywiście piękny aż do bólu oczu. Cud, że nie błyszczy jak inny księciunio z innej bajki dla potłuczonych. W każdym razie przekaz  jest jaśniejszy od konstrukcji cepa: kobieta ma kochać bufona ile wlezie, on traktować ją jak zabawkę w pseudo - erotycznych gierkach i piąte koło u wozu, ona kochać jeszcze mocniej i bardziej aż do odruchów wymiotnych. A za lat kilka jej postępującej zgryzocie i na progu depresji nawrócony i powalony ogromem uczucia dotychczasowy cham, zapewne w akcie desperacji, bo nie z poczucia winy czy nagłego afektu poślubi nieszczęsną. Dalszy ciąg jest niechybnie tak przewidywalny, że żadna gospodyni domowa nie pokusi się o napisanie kontynuacji. Cóż, z szarej rzeczywistości nikt kolejnego dupnego bestselleru nie ulepi. 
Tak moi mi mili piszę o tym dziwie: " Pięćdziesiąt twarzy Greya" nad którym piało co najmniej pół tego kraju i 3/4 świata. O dziele, które tabuny kobiet dzierżył w drżących i obiecujących dłoniach z wypiekami na twarzach po księgarniach i kolejkach do kas. I na który to widok wstyd mi było, że przybytki te pielęgnować i propagować mają wartości intelektualne.



Pozdrawiam


2 komentarze:

  1. Nie czytałam tegoż dzieła... Na szczęście.
    Serdeczności.

    OdpowiedzUsuń
  2. i słusznie, szkoda czasu, oczu i zwojów mózgowych tym kalać :)

    OdpowiedzUsuń