Nałogiem i pomyłką jest postrzeganie świata jako zlepka materii.

czwartek, 2 stycznia 2014

Po imprezie...



...syndrom dnia poprzedniego goiłam starannie ;)
Nie żebym jakoś dużo wypiła. Ot na tyle rzadko to robię, że jak już zacznę, a i pogadać jest z kim, to tak człowiek cedzi, aż do momentu kiedy idzie pohulać na parkiecie, ale stabilność i pion zachowuje. W zasadzie niepokój o zachowanie stabilności wprowadzały jedynie szpilki, od których odwykłam. Dlatego za stołem głównie siedziałam :)
Było pysznie. Dosłownie. Jedzenie palce lizać. Flaczki lub rosołek , sztuka mięsa w sosie z zapiekanymi ziemniaczkami, plus dwa kolejne dania gorące w morzu sałatek, jajek w majonezie, nadziewanych, pomidorków, owoców mięsiwa i wędlin wszelakich. 

Cały dzień przed nic nie jadłam  z braku czasu, po czym polegam na dwóch pierwszych daniach. Objadłam się jak bąk, a że frykasy na stole, aż prosiły się o kosztowanie, przepijałam czystą, co by trawienie wspomóc i próbowałam ździebko wszystkiego. Tradycjonalistka jestem i fanka polskiej kuchni - tak lubię tłusto i mięsnie - więc smakowo byłam w siódmym niebie :)
Tance oczywiście też były, co prawda bez muzycznej pompy w postaci orkiestry dętej, czy nadętej. Dwóch panów z klawiszami i gitarą dawało radę. Generalnie jakieś dziewięćdziesiąt procent gości wywijało  hołubce po kwadracie w rytmie nieśmiertelnego przeboju Weekendu i tym podobnych - na przaśnego sylwestra niczym wiejskie wesele jak najbardziej przeca, dodatkowo organizowanego przy i przez OSP, dla rodzin i znajomych strażaków. Zatem ludyczne klimaty jak najbardziej były na miejscu.
Panie wirowały w pięknych toaletach. Panowie - sztuk kilka -  natomiast mniej się przyłożyli pod względem dbałości o szczegóły i przybyli w dżinsach i polówkach. 
Cały mój pobyt na imprezie był że tak ujmę doświadczeniem mającym na celu sprawdzić czy faktycznie lepiej balować i brylować na wychodnym i z pompą, czy w domowych pieleszach. Nigdy dotychczas na takich sylwestrach nie bywałam, więc czuję się usprawiedliwiona w mojej ciekawości. Było bardzo przyjemnie, wyszłam "do ludzi". Pojadłam smakołyków, trochę za dużo wypiłam (za cały rok ;)) - film mi się nie urwał i slalomu nie uskuteczniałam ;) -  za nieumiarkowanie i głupotę odpokutowałam, a wnioski po mimo przyjemnej oprawy i dobrej zabawy są takie, że wolę "białą salę". Napić się w domu, wznieść toast lampką szampana - nie lubię pierońsko cholerstwa - popatrzeć z synem i Piterem na petardy za oknem, po czym wskoczyć do łóżka i przytulić i spać snem sprawiedliwym.
Nie, to nie starość, to burzliwy życiorys z patentem na święty spokój :)








Pozdrawiam.




17 komentarzy:

  1. AnnoUl jaka z Ciebie słodka bolndi :)
    Nigdy bym nie przypuszczała, mnie paluszki od szpilek bolą....
    Też odwykłam...
    To się zaczęło, dobrze, że nie od nowa
    http://eksperyment-przemijania.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Takie balowanie i bywanie to wbrew pozorom ciężka praca :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego pewnie celebrci narzekają na ciężki kawałek chleba ;)

      Usuń
  3. No to widzę, że fachowo zgłębiłaś temat. Poza tym odnajduję w Tobie bratnią duszę, też lubiłem kontestować ... szampana też nie lubię, ale lubię podawać go Paniom, które wtedy są znacznie milsze.
    Andrzej Rawicz (Anzai)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha, panie w większości lubią szampana, zapewne dlatego że im się z lepszym światem i luksusem i elegancją kojarzy ;)

      Usuń
  4. Ciesze się że było miło, bo przecież o to chodzi. I raz jeszcze najlepszego w Nowym 2014

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I jeszcze raz wzajemnie :) Faktycznie bawiłam się dobrze, po mimo tęsknoty za wygodnym łóżkiem ;)

      Usuń
  5. A ja sobie Ciebie wyobrażałam jako brunetkę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ja brunetka byłam spory czas. Teraz do korzeni wróciłam :) W końcu dowcipy o blondynkach musza mieć jakąś podstawę :)

      Usuń
  6. A ja lubię pójść na bal, bo kocham tańczyć. W tym roku niestety z powodu żałoby spędzałam sylwka spokojnie, w domowych pieleszach z garstką znajomych, ale w przyszłym roku, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie pójdę potańczyć. Nie chodzę na przekombinowane bale, gdzie towarzystwo przybywa aby zabłysnąć toaletą czy zasobnością portfela, ale kameralne zabawy za niewielkie pieniądze jak najbardziej są w moim guście, pod warunkiem, że idziemy w większym gronie i jest się przy stole do kogo odezwać. Fakt, wolę zapłacić i mieć wszystko gotowe, ale i z własnym koszykiem zdarzało się często, i też było fajnie. Szampana pijam raz do roku właśnie w Sylwestra i wtedy to mi nawet smakuje ;)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo szczęścia w tym nowym roku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na tym gdzie byłam panie, jak to panie eleganckie, ale bez przesady. W każdym razie było tradycyjnie, sympatycznie bez zadęcia, żadna Francja elegancja ;)
      A domówki co to się składowe papu robi też lubię :) Tym bardziej, że towarzystwo sprawdzone :)

      Usuń
  7. Poważnie byli tacy, co przyszli ubrani w dżinsy?

    OdpowiedzUsuń
  8. Z takimi biesiadnymi, tradycyjnymi Sylwestrami bywa różnie... Dlatego jedzonko, tradycyjne też musi być, dobra, skoczna muzyczka do wypocenia procentów... aby co niektórzy dotrwali do składania życzeń i wleczone nie było. O! I boleć to oczywiście powinny nogi od tańców, bardziej niż głowa. Organizm nie odbiera dwóch ośrodków bólu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj bolały nogi. Głownie paluchy, ale nie bardziej niż głowa kolejnego dnia. Niestety :(

      Usuń
  9. Oj! I tak fajnie i tak fajnie. Zasmakowałam różności. Cieszę się,że impreza się udała!

    OdpowiedzUsuń